czwartek, 18 czerwca 2015

Ciastka wątróbkowe z marchewką i cukinią

Z racji tego, że ostatnio naszła mnie ochota na upieczenie jakiś ciastek dla Habsa, podzielę się z Wami moim autorskim, spontanicznym przepisem, który powstawał na bieżąco podczas przyrządzania ;)


Zacznijmy od składników:
250-300g wątróbki drobiowej
2 marchewki
1 cukinia
1/2 szklanki otrębów
1 szklanka mąki razowej
2 jajka

Dla mnie, dla mnie coś pieczesz?!

A teraz przygotowanie:

Wątróbkę zalewamy niewielką ilością wody i gotujemy przez ok.15minut na małym ogniu. Następnie dodajemy obraną marchewkę i gotujemy przez kolejne 10minut.


Po ugotowaniu czekamy aż całość trochę przestygnie, a następnie blendujemy. Ważne jest to, aby sprawdzić, czy nie ma za dużo wody. Lepiej odlać jej trochę i dodać później, niż żeby było jej za dużo.

Ja zblendowaną masę wykorzystałam jeszcze do uzupełnienia tubki na psie przysmaki. Oczywiście reszta została wykorzystana do ciastek ;)


Cukinię obieramy i ucieramy na tarce.


Do zblendowanej masy dodajemy cukinię i mieszamy.


Następnie dodajemy jajka, otręby i mąkę,mieszając przed dodaniem każdego składnika. Masa musi mieć "ciastową" konsystencję ;)




Wykładamy masę na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i rozsmarowujemy ją na grubość ok.0,5cm. Wkładamy do piekarnika i pieczemy ok. 30minut w temperaturze 180 stopni.



Całość wyciagamy z blachy i przewracamy ciasto tak, aby ostygło.


Ciacho możemy pokroić według uznania, ja podzieliłam je na kwadraciki ok. 1x1cm.


Oczywiście, żeby nie było, w kuchni miałam swojego osobistego ochroniarza i dyrektora od spraw jakości i dokładności wykonania :D



Po pokrojeniu wyszło nam tyle przysmaków... No dobra, przed zrobieniem zdjęcia, Habsterski już trochę zjadł ;)


Jak tak ładnie na mnie patrzył, to nie miałam serca mu nie dać...



 Smacznego :)

czwartek, 11 czerwca 2015

Praga i góry, czyli nasz długi weekend czerwcowy

W długi weekend czerwcowy wybraliśmy się do Janowej Góry, aby wypocząć, poszwendać się po górach, no i przy okazji zobaczyć co nieco. Prawda jest taka, że góry znajdują się daleko od naszego miejsca zamieszkania, więc wszelkie wypady na jeden dzień nie są możliwe. Dlatego wykorzystując okazję, hop, siup, wskakujemy do auta i ruszamy w podróż. Wujek Google oznajmia nam, że w jedną stronę będziemy jechać ponad 6h... Nie zrażamy się jednak tym faktem i po 6.00 rano wyjeżdżamy. Oczywiście w planach mieliśmy wyjechać wcześniej, no ale wiecie jak jest ;)


Cała droga minęła nam dosyć szybko, bez większych komplikacji. Przez to, że ruszyliśmy rano,nie jechaliśmy w upale, a to duży plus zarówno dla nas, jak i Habsterskiego. Dojechaliśmy do pensjonatu około godziny 13.00. Rozpakowanie podstawowych rzeczy, szybki obiad, chwila odpoczynku i ruszyliśmy na szlak. Zastanawialiśmy się nad Czarną Górą, a Śnieżnikiem. Koniec końców, padło na to drugie. W sumie było już trochę późno, ale  stwierdziłam, że najwyżej nie wejdziemy na sama górę. Wędrowaliśmy sobie, spokojnym tempem. Zdecydowaliśmy się iść żółtym szlakiem, no ale... Problem polegał na tym, że gdzieś po drodze się zgubiliśmy. Chcieliśmy iść bokiem, żeby ominąć tłok, jaki zrobił się w okolicach Jaskini Niedźwiedziej. No i poszliśmy, niby jakieś oznaczenia były, ale, jak się później okazało złe. Suma sumarum, weszliśmy na jakąś górę, ale nie wiem dokładnie, co to było. Jednym zdaniem, nie udało nam się zdobyć Śnieżnika, ale zabawa i tak była fajna. Po tym, udaliśmy się do pensjonatu, zjedliśmy kolację i odpoczywaliśmy.


Omnom, trawka koło strumyczka najsmaczniejsza :)









Piątek

Piątek mogę określić, jako dzień pod tytułem Praga. Znowu mięliśmy wstać wcześniej, no ale... wiecie, jak jest ;) Szybkie śniadanie, jedzenie na drogę i ruszamy w podróż. Niestety, przez to, że wstaliśmy później, podróż nie była już tak przyjemna, bo słońce dawało popalić. Jednak znowu, bez większych nieprzyjemności, dotarliśmy na miejsce. Pogoda piękna, a zarazem fatalna. 30 stopni, błękitne, bezchmurne niebo i zero, podkreślam zero wiatru. Pokręcimy się trochę po centrum miasta, a następnie udaliśmy nie na wzgórze Petrin. Dużym plusem był fakt, że znajdowały się tam drzewa, które dawały trochę cienia, przez co było przyjemniej. Nawet powiał lekki wiaterek, więc żyć, nie umierać. Przyznaję, że było tam o wiele przyjemniej, niż w centrum, gdzie była "parówa" jakich mało. Pokręciliśmy się tam chwilę, a następnie wróciliśmy do auta i wracaliśmy do pensjonatu. Nie muszę chyba mówić, że padliśmy zaraz po powrocie. Ogólnie rzecz biorąc w Czechach, pies jest bardzo mile widziany. Wejść z psem do sklepu, czy restauracji, to nie problem, a bardzo często obsługa daje również na "dzień dobry" miskę z wodą dla naszego pupila. Podobnie sytuacja wygląda w parku. Bez problemu wejdziemy tam z psem. Co prawda są części, gdzie pies może chodzić tylko na smyczy, ale w tej części, gdzie byliśmy my, w zasadzie wszędzie Habsterski mógł ze spokojem biegać na luzie bez niej.



Konie, które były schładzane wodą na Praskiej Starówce.
Looooodowa wyżerka!
Więcej takich znaków w naszych rodzimych parkach proszę.

Sobota

Od rana upał, w cieniu 34 stopnie. Niestety Habsterski uszkodził sobie łapę i większość dnia spędził w pokoju, a wychodził tylko na krótkie spacery. Sam nawet nie wykazywał chęci chodzenia, z resztą nie dziwię mu się, patrząc na upał, jaki panował. Tego dnia w Kletnie odbywał się samochodowy rajd górski (Górski Samochodowy Rajd Polski), więc udaliśmy się zobaczyć, co się tam dzieje. Popatrzeliśmy na pierwszą rundę, po czym w drodze powrotnej zwiedziliśmy zabytkowy kościół. Jest on wpisany do bazy zabytków od 1971 roku, ale do tej pory nie został odnowiony. Szkoda, bo mimo tego w jakim stanie się znajduje i tak robi wrażenie. Po powrocie obiad, odpoczynek, pakowanie z większego szpargałów, a wieczorem ognicho.




Niedziela

Niestety, dzień wyjazdu. Śniadanie zjedzone, rzeczy spakowane i rozkmina, co dalej. Było kilka miejsc, które chciałam zobaczyć, ale ze względu na łapę Habsa w sobotę odpuściliśmy sobie zwiedzanie, a dzisiaj chłopak chodził już lepiej, ale nie chciałam go jeszcze zbytnio nadwyrężać. Postanowiliśmy, że wybierzemy się na Czarną Górę, którą z resztą było widać z naszego pensjonatu. Podjechaliśmy samochodem do miejsca, gdzie są wyciągi, pochodziliśmy kawałek, ale nie udaliśmy się na górę, bo Habsterski kulał od czasu, do czasu. Po tym, udaliśmy się po nasze rzeczy i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Po powrocie do domu, w końcu mieliśmy czas, żeby odpocząć ;)

Długi weekend spędziliśmy, aktywnie i intensywnie, ale nie żałuję. Od dłuższego czasu chciałam wybrać się w góry, no i w końcu się udało. Teraz mam plan na góry zimą, ale do tego jeszcze trochę czasu. Szkoda, że nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, co było w planach, ale zdrowie jest najważniejsze. Poza tym, jest okazja na to, żeby wrócić w góry. Osobiście, każdemu polecam takie wyprawy, bo są super. Pies zadowolony i padnięty, bo odsypał wszystko jeszcze przez cały poniedziałek. No, a do tego człowiek nad kondycją pracuje :)

wtorek, 2 czerwca 2015

SafePet, czyli dowód osobisty naszego pupila

Adresówki, adresówki i jeszcze raz adresówki. Jednym zdaniem można rzec, że jest to temat rzeka. Różne kształty, różne rodzaje, metalowe, plastikowe, zakręcane, czy w jeszcze innych formach. Można wybierać i przebierać, a co za tym idzie, oczekiwania właścicieli zwierząt są coraz większe. SafePet wychodzi naprzeciw oczekiwaniom konsumentów i... No właśnie, czy staje na wysokości zadania?

My w swojej karierze mieliśmy do czynienia z 4 adresówkami. Niestety, ale większość z nich nie przeżyła miesiąca. Chociaż rekordzista wśród adresówek został zgubiony na pierwszym spacerze. Już od jakiegoś czasu czaiłam się na SafePet, ale jak to w życiu bywa, to coś wypadnie, tam coś wypadnie, a jeszcze tam jakiś inny nieplanowany zakup. Jak mówi powiedzenie, co się odwlecze, to nie uciecze, więc Habs jako tester Top for Dog otrzymał do sprawdzenia swój prywatny dowód osobisty pupila od Safepet.




Kilka słów od twórców Safepet

Kochasz Swojego Najlepszego Przyjaciela? Już nigdy nie obawiaj się, że zaginie! "Dowód osobisty Pupila" zapewni mu największą szansę, aby trafił do Ciebie z powrotem. To najbardziej szczegółowa i najciekawsza adresówka na świecie. Jednocześnie to ZNACZNIE WIĘCEJ NIŻ ADRESÓWKA. Nasz "Dowód" to także:

BEZPŁATNY wpis do ogólnopolskiej bazy.
Możliwość automatycznego wydruku ogłoszenia w przypadku zaginięciu Pupila.
Możliwość skontaktowania się znalazcy z Tobą, nawet jeśli numer na adresówce jest już nieaktualny (dzięki profilowi online).
Nasza pomoc w zwróceniu Twojego ukochanego czworonoga w Twoje ręce, jeśli znalazca będzie miał problem w skontaktowaniu się z Tobą.


Wykonanie

Dowód osobisty wykonany jest z elastycznego tworzywa sztucznego, które jest dosyć giętkie. Dzięki temu adresówka staje się bardziej wytrzymała i nie łamie się. Dodatkowo otwór, przez który przechodzi kółko do zaczepienia adresówki zabezpieczony został metalowym nitem. Przez takie rozwiązanie mamy większą pewność, że przy pierwszej wizycie naszego pupila w krzakach, gęstej trawie, czy innych chaszczach, dowód nie zostanie zgubiony.

Taaak, Ty porób zdjęcia, a ja poobgryzam patyki.

Wygląd

Zacznę od tego, że SafePet jest dosyć widoczny i od razu rzuca się w oczy. Od kiedy Habsterski nosi swój dowód, już kilka osób pytało się, co to takiego, a nawet kilka z nich wyraziło chęć wyrobienia go dla swojego psiaka. Wymiary adresówki to: 5,4x 2,8cm, więc jest to rozmiar odpowiedni zarówno dla dużego, jak i mniejszego pupila. U mniejszych psów nie będzie on przeszkadzał i nie okaże się za ciężki, a u większego czworonoga nadal będzie widoczny. Jeśli chodzi o wagę, to ciężko mi określić, ile może ważyć SafePet, ale ze względu na wykonanie z tworzywa, jest lekki.

Zastosowanie/ praktyczność

Zastosowanie produktu jest banalnie proste. W zestawie z dowodem otrzymujemy kółko, które zaczepiamy do szelek, czy obroży naszego pupila i to wszystko. Nie ma tutaj żadnych skomplikowanych zapięć, czy innych środków ostrożności. W naszym przypadku adresówka standardowo "zamieszkała" przy kółku do zapinania smyczy na szelkach. Moim zdaniem jest to miejsce najbardziej widoczne i w razie "wu" każdy szybko i bezproblemowo zauważy SafePet. Dzięki takiemu umiejscowieniu nie mamy problemów z zapięciem smyczy, czy innymi czynnościami. Tak samo na spacerach, czy zabawach z innymi psami, dowód w żaden sposób nie przeszkadza w hasaniu z kumplami, czy eksplorowaniu łąk, krzaków, krzaczków i innych zagajników.

Wytrzymałość


Nasz dowód jest w ciągłym użyciu od prawie miesiąca. Czy coś zmieniło się w jego wyglądzie, kształcie i czytelności? Nie, dla mnie adresówka wygląda, jak nówka sztuka, nieśmigana. Zero rys, zadrapań, uszkodzeń, czy zniekształceń. Deszcz, piach, wysokie trawy, bieganie, zabawy Habsa z innymi psami, wszystko to, zostało przez nas zaliczone i z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że podczas tych aktywności, SafePet nie ucierpiał w żadnym stopniu.


Skuteczność

Tutaj nie mogę powiedzieć za dużo, bo pewnie musiałabym psa zgubić (tfu,tfu, tfu, odpukać w niemalowane) i wtedy sprawdziłabym skuteczność. Jednak z racji tego, że wiele osób zaczepiło mnie z pytaniem, co Habs ma przy szelkach, uważam, że gdyby coś się stało, znalazca Habsterskiego bez problemu zwróciłby uwagę na adresówkę i skontaktowałby się ze mną.

Dostępność i cena


Dowód osobisty możecie wyrobić na stronie SafePet, poprzez wypełnienie formularza. Wypełnienie kilku rubryk zajmie Wam dosłownie chwilę. Po wszystkim, robicie przelew i czekacie na przesyłkę. Cena wynosi 24.99zł przy zakupie jednego produktu, jeśli zdecydujemy się na większą ilość, zyskujemy rabat. Oczywiście nie musicie wyrabiać więcej dowodów dla jednego psa, ale jeżeli macie np. 2, czy 3 zwierzaki w domu, to każdy z nich może nosić swój dowód.

Naszym zdaniem...

A tak właściwie, to moim zdaniem, bo Habsterski zbyt wiele chyba nie powie ;) Uważam, że sama idea produktu jest bardzo fajna, ponieważ dzięki zakupieniu dowodu dla naszego psa mamy upieczone dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze otrzymujemy gadżeciarską adresówkę, która przykuwa wzrok, a jednocześnie nasz pies jest wpisany do bazy danych. Jak się czasami okazuje, właściciele pupili, którzy mają psa z mikroczipem nie zawsze są wpisani do ogólnodostępnej bazy danych. Tutaj sprawa jest jasna, mamy podaną stronę, gdzie możemy zgłosić zaginięcie psa, a cały proces powrotu pupila do domu będzie łatwiejszy zarówno dla osoby, która zwierzę znalazła, jak i samego właściciela i zwierzaka. Dla mnie bardzo dużym plusem jest fakt, że dzięki adresówce, znalazca ma do wyboru więcej niż jedną formę kontaktu z właścicielem pupila. Telefon, jak to telefon, możemy zgubić, zapomnieć, czy jak to w życiu bywa, może się z nim stać coś innego, właśnie wtedy, kiedy potrzebujemy go najbardziej. W takim przypadku możemy dostać wiadomość na maila, że nasz pupil został znaleziony.

Podsumowanie

Jak dla mnie SafePet, to świetna alternatywa dla adresówek, które można kupić na naszym rodzimym rynku. Widoczność, wytrzymałość, ciekawy, nowoczesny wygląd, który przykuwa wzrok, to najważniejsze zalety dowodu. Dodatkowo plusem jest również fakt, że na stronie SafePet możemy zamówić nie tylko adresówki, ale i dowód osobisty do portfela dla naszego pupila, breloki ze zdjęciem, czy magnesy na lodówkę. Odpowiadając na pytanie zadane na poczatku, czy SafePet staje na wysokości zadania i spełnia wymagania konsumentów? Moim zdaniem, jak najbardziej. Uważam, że na rynku adresówek, ta jest "inna" w pozytywnym tego słowa znaczeniu i wyróżnia się z tłumu, a przecież chyba o to chodzi? Dodatkowo jest wytrzymała, nie gubi się po jednym spacerze, no i jest cały czas czytelna przez to, że się nie rysuje. Dla mnie na chwilę obecną to faworyt spośród produktów, które mają pomóc, gdy nasz pupil zniknie nam z pola widzenia, na dłużej niż to sam zaplanował.

Ja już mam swój dowód, a Ty? ;)

A tak nawiasem mówiąc, Habsterski ma swój dowód osobisty, więc teraz bez strachu mogę iść z nim "na legalu" na piwo ;) A co Wy sądzicie o tego typu adresówce? Sprawdziłaby się u Was?