Sama nie wiem od czego zacząć... Cisza tu na blogu. Cisza przed burzą, a może milczenie jest złotem? Nie wiem, nie wiem tylu rzeczy, nad tyloma zastanawiam się, a przed kolejną częścią uciekam. Jednak nie można uciekać wiecznie, trzeba się pogodzić z pewnymi sprawami, ale czy zawsze jest to możliwe? Niestety obawiam się, że nie. Próbuję wytłumaczyć sobie, dlaczego tak się stało, dlaczego to cholerne życie jest tak niesprawiedliwe... Zapewne zastanawiacie się, o co tak właściwie mi chodzi... Chyba najwyższa pora powiedzieć, co leży mi na sercu...
07.07.2015... Niby zwykły dzień, który powinien być kojarzony ze szczęśliwym, bo w końcu zbiorowisko siódemek. Niestety dla mnie ten dzień już na zawsze zapisze się jako tragedia, moja osobista tragedia. Właśnie tego dnia odszedł On... Mój najlepszy przyjaciel, towarzysz życia, nauczyciel i uczeń zarazem, ktoś, na kim mogłam polegać, jak na nikim innym, ten, który pokazywał mi drogę i któremu to ja musiałam drogę wskazywać...
Dzisiaj mija dokładnie miesiąc, kiedy Go już nie ma. Myślałam, że po tym czasie będę już potrafiła napisać coś mądrzejszego,przemyślanego, coś, co pozwoliłoby mi zebrać wszelkie myśli, uczucia, obawy, troski, nadzieje. Niestety, ale jest na to za wcześnie. Pozwolę wrzucić sobie tutaj tekst, który napisałam następnego dnia, po odejściu Habsa. Na chwilę obecną, nie stworze czegoś idealnego, co wpasuje się lepiej i nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to uda...
"Wczoraj po 22 odszedłeś, przegrałeś walkę z cholerną chorobą, która
atakowała Cię z każdej możliwej strony. Jestem z Ciebie bardzo dumna za
Twoją walkę, za siłę i chęć życia, za to, że byłeś ze mną do samego
końca. Choroba zbierała swoje żniwa, szybko, bez skrupułów, a ja cięgle
widziałam w Tobie chęć i walkę o każdą wspólną chwilę. Cały ten czas
byliśmy razem, wałczyliśmy razem i pozwoliłeś mi na to, abym mogła przy
Tobie być w tych ostatnich chwilach. Chciałam Ci napisać najpiękniejsze
pożegnanie na świecie, w którym zawrę wszystko, co nas łączyło, ile dla
mnie znaczyłeś i to jakim niezwykłym i wspaniałym przyjacielem byłeś.
Niestety łzy cisną się do oczu, w głowie panuje zamęt i mętlik, bo jak
pozbierać to wszystko w całość i w kilkunastu zdaniach opisać wszystko,
co sprawiało, że nasza więź jest czymś wyjątkowym. Dlaczego jest, a nie
była? Bo już na zawsze będziesz w mojej pamięci i w moim sercu. Bo z
prawdziwymi przyjaciółmi nie żegnamy się na zawsze, ale żegnamy się na
jakiś czas. Jestem tego pewna, że kiedyś spotkamy się w lepszym świecie,
gdzie znowu będziemy szczęśliwi. Opowiem Ci wtedy, co u mnie, a Ty jak
zwykle wysłuchasz mnie, popatrzysz swoimi pięknymi, kasztanowymi oczami i
położysz głowę na moich kolanach, jak robiłeś to zazwyczaj. Teraz
pragnę Ci podziękować za to, że byłeś, za to że zmieniłeś moje życie na
lepsze, za to że dzięki Tobie mogłam poznać lepiej psi świat, za to że
dałeś mi szansę być swoim przyjacielem i towarzyszem, za to że byłeś
wtedy, gdy było źle i cały mój świat walił się z każdej strony, a Ty
przychodziłeś z gwiazdką w pyszczku, kładłeś mi ją na kolana, podniosłeś
łapę i dałeś do zrozumienia: „nie płacz, jakoś to będzie, damy radę, bo
mamy siebie”. Dziękuję Ci również za to, że byłeś w tych najlepszych
momentach, gdzie mogliśmy razem dzielić się swoim szczęściem, gdzie
razem przezywaliśmy wszelkie wzloty i świętowaliśmy każdy sukces.
Dziękuję Ci również za wykonaną pracę za to, jakie przeszkody udało nam
się pokonać i za to, jak walczyliśmy z naszymi strachami. Dziękuję Ci
przede wszystkim i z całego serca za to, że byłeś, bo to w tym wszystkim
jest najważniejsze. Nie było nam dane nacieszyć się sobą zbyt długo,
ale wiem i jestem tego pewna, że przez te ponad dwa lata stworzyliśmy
niezapomniany i niezwykły duet, który uzupełniał się w 100%. Każde z nas
odnajdywało w sobie cząstkę tego drugiego, świetnie dogadywaliśmy się
bez słów, a wręcz czytaliśmy sobie w myślach. Zarówno Ty, jak i ja
mieliśmy coś za uszami, ale chyba właśnie taka była nasza natura, natura
łobuza i buntownika, którą musieliśmy ujarzmić. Dziękuję, że nasze
drogi się skrzyżowały, a później podążaliśmy już jedną tą samą.
Odchodząc, zabrałeś ze sobą cząstkę mnie, która już zawsze będzie z
Tobą, będzie Cię strzegła, pilnowała i nie opuści Cię już nigdy. Dla
mnie w pamięci i sercu zostanie już na zawsze nasz wspólny widok, widok
który przypomina to zdjęcie. Ty wpatrzony we mnie, a ja w Ciebie. Dwójka
przyjaciół idąca przez życie, która korzysta z niego pełną piersią, Dla
mnie, to nie jest nasze ostatnie pożegnanie i wiem o tym doskonale. Do
zobaczenia…"
Współczuję :/ Niestety wiem jak to jest i przez co teraz przechodzisz... Mi pożegnanie z poprzednim psiakiem, który był moim najlepszym przyjacielem zajęło ponad rok. Czas leczy rany, a w pamięci zostają tylko najpiękniejsze wspomnienia.
OdpowiedzUsuńTyle czytałam Waszego bloga, nie moge uwierzyć, że Habsa już nie ma :( Trzymaj się jakoś!
OdpowiedzUsuńJejku!!! Strasznie mi przykro!!! :( Aż nie wiem co napisać, a kilka dni temu myślałam co u Was, czemu tyle nie pisałaś..
OdpowiedzUsuńNie czytałam Was od dawna, bo mój blog istnieje od lutego, ale zdążyłam Was bardzo polubić!
Chyba nigdy nie doczytałam, na co Habs chorował?
Kiedyś miałam przybłędkę mix labka - Promila, zachorował na parwo, mimo szczepienia, po dwóch latach jakie był u nas. Za późno zaczęliśmy leczenie. Pamiętam jak tego dnia pobiegłam po pomoc do weterynarza (miałam z 300m) i po 5minutach już byłyśmy z powrotem, a psiak konał. Chciałyśmy przewieźć go do lecznicy i ratować, zawinęłyśmy go w kocyk i schodziłyśmy z 4 piętra. Przed wyjściem z tym kocykiem na klatkę Promil spojrzał mi w oczy, tak jakby czekał aż wrócę. Do dziś pamiętam to spojrzenie i do dziś mam łzy w oczach, gdy to wspominam, a było to z 5 lat temu i przed Terrorem miałam kolejnego psa. Promil zdążył przejść w kocyku dwa piętra, zrobiłyśmy krótką przerwę, pochyliłam się nad nim i ucałowałam, a on ostatni raz liznął mnie po buzi i odszedł na moich rękach.
Wyłam na klatce schodowej, wyłam u weterynarza bo zostawił mnie na 'chwilę' żebym mogła się pożegnać, przed zutylizowaniem ciała - a siedziałam sama z nim ponad godzinę, leżałam obok niego i tuliłam..i płakałam..
Za dwie godziny musiałam iść do pracy, nie było mowy o wolnym, a po dwóch godzinach z pracy zabrało mnie pogotowie, bo tak długo płakałam, aż straciłam przytomność. Dlatego bardzo Cię rozumiem, wiem co przechodzisz i jak bolesna jest strata ukochanego czworonoga.
Ja bardzo długo nie mogłam dojść do siebie - w końcu jako lekarstwo zaadoptowałam psa, niestety nie ma już go z nami. Później wyprowadzka z rodzinnego gniazdka, założenie swojej rodziny i przybył do nas Terror. Teraz już dawno zapomniałam, żeby myśleć o Promilu codziennie, ale w moim sercu zawsze będzie jego cząstka i nigdy nie zapomnę tego co się stało.
Bądź dzielna! Może za jakiś czas, jak rany się zasklepią, poszukasz sobie następcy Habsa?
Habs nie byłby zadowolony, że jesteś smutna i pamiętaj! Za tęczowym mostem można do woli jeść każde, nawet ludzkie żarcie - więc Habs jest w niebie i gdzieś tam na Ciebie patrzy! :)
Jeszcze raz współczuję! :(
Trzymaj się!
K&T
jackterror.blogspot.com
O matko... czytam Waszego bloga od dawna, rzadko komentuję, ale wszystko czytam...
OdpowiedzUsuńAż trudno uwierzyć... Bardzo mi przykro. Trudno mi sobie to wyobrazic, bo psa w swoim zyciu (całe szczescie) jeszcze nie pozegnalam. Straszne jest to, że nasi przyjaciele muszą odchodzić.
Dzięki Habsowi zaczęłaś poznawać nowych ludzi, powstał ten blog... pokazał Ci tak wiele. Że można się cieszyć z najmniejszych sukcesów!
Życie pisze własny scenariusz, nigdy nie wiadomo, co będzie jutro, pojutrze, za miesiąc, za 34 lata?
Pocieszyć jest tu bardzo trudno, nie umiem sobie tego wyobrazic. Trzymaj się! Wróc do bloga. I wypełnij czymś tą pustkę w sercu. :)
Trzymaj się!
Bardzo, bardzo mi przykro...
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się ostatnio, co tam u Was, ale przez myśl mi nie przeszło, że mogło się zdarzyć coś takiego! :(
Często o Was myślałam, jak musi być Tobie ciężko. Nawet nie chciałam pisać, bo wiem że potrzebujesz czasu. Oglądałam na komputerze zdjęcia Habsa bo mam ich całkiem sporo i.. jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. Habsiu na pewno nie chce, żebyś się zamartwiała. Trzymaj się jakoś i liczę na to, że jeszcze kiedyś się spotkamy, porozmawiamy.
OdpowiedzUsuńO nie, nie wierzę... Strasznie mi przykro. Myślałam, że pustka na blogu spowodowana jest jakimś wspólnym wyjazdem, ale ta informacja :( Musi być Ci teraz bardzo ciężko. Było mu z Tobą dobrze, a na blogu masz po nim pamiątkę. Odejście przyjaciela to zawsze wielki cios - trzymaj się jakoś :c
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro :(( piekny piesek. Bedzie Cie strzec tam z góry. Wszystkie psy ida do nieba :) trzymaj sie! ;*
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro.. brakuje mi słów na to... ;(
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, strata przyjaciela to jest koszmar...
Współczuje bardzo.
Nie wiem co napisać. Wiem, że potrzebujesz, potrzebujemy czasu, żeby się z tym pogodzić. Napisałaś mu najpiękniejsze pożegnanie jakie czytałam. Blog będzie pamiątką dla Ciebie, wierzę, że się spotkacie jeszcze. Trzymaj się...
OdpowiedzUsuńStrasznie mi przykro, nawet nie wyobrażam sobie przez co przechodzisz.
OdpowiedzUsuńWyrazy współczucia... Rozumiem na pewno, że to wielka strata.
OdpowiedzUsuńO nie! nie wierzę... :(
OdpowiedzUsuńMyślałam, że korzystacie w pełni z wakacji i pogody,a tu taka straszna wiadomość :(
trzymajcie się.
Habs miał bardzo dobre życie u Ciebie, miał jak pączek w maśle i co tylko. Był szczęśliwy i takiego go zapamiętamy.
Ps. można wiedzieć jaka choroba?
Sama nie wiem, co napisać. Straciłam psa i wiem jak jest ciężko, ale my byłyśmy razem ledwie pół roku... Uważam, że żałobę trzeba przeżyć w samotności, a potem podnieść się i żyć tak jakby chciał tego Habs, a on na pewno by nie chciał żebyś przez niego płakała.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się kochana!
Jej.. Tak mi przykro. Wiem co czujesz. Tak się zgrało w czasie, eh, Gaja też odeszła niedawno. Trzymaj się. Ja zawsze kiedy stracę swojego przyjaciela pocieszam się tym, że teraz, w psim niebie, mają lepiej niż tu na ziemi. Nie męczą się. Na każdego przychodzi czas. Na naszych czworonożnych przyjaciół też..
OdpowiedzUsuńBardzo nam przykro :((((((
OdpowiedzUsuń3maj się dzielnie
Przechodziliśmy podobne chwile w tym samym momencie. W zasadzie to przechodzimy nadal. To nigdy nie mija ale z czasem mozna sie nauczyć wspominać tylko dobre rzeczy i nie ronić łez przy każdym zerknięciu na wspólne zdjęcia. u nas to przyszło po około pół roku. pozdrawiamy! Stefan boxer i Projekt Amstaff
OdpowiedzUsuń